27 lutego 2015

Eurotrip 2012

Jako że jestem "Cygańskim dzieckiem" które każde wakacje spędzało z tatą w podróży ciężarówką z racji wykonywanego przez niego zawodu, zjeździłam z nim już kawał świata i to i owo mogłam zaobserwować. Pamiętam, gdy będąc z nim w Sopocie na rozładunku, wybraliśmy się wieczorem na molo. Akurat w Muszli grały zespoły szantowe, było wesoło, tłoczno i ciekawie. Miałam wtedy 14 lat. Poznaliśmy przesympatycznych starszych ludzi, którzy okazali się być z naszych okolic, i tata pogrążył się w rozmowie z nimi, a ja spacerowałam nieopodal. I podszedł do mnie chłopiec. Mógł mieć góra 17 lat. Był z kolegą w podobnym wieku. I wiecie co? Zaczął mi nagle opowiadać, że przyjechali we dwóch na wczasy autostopem, śpią pod molo i codziennie są gdzieś zupełnie indziej. Nie mogłam w to uwierzyć, byłam bardzo zaintrygowana i opowiedziałam o tym tacie. Na drugi dzień rano, gdy przyszliśmy pożegnać się z morzem bo już wyjeżdżaliśmy, znowu z daleka zobaczyłam tych chłopców, a oni mnie. Pomachaliśmy tylko do siebie. Faktycznie szli z wielkimi, wypakowanymi plecakami i ogromnymi uśmiechami na twarzach. Pomyślałam wtedy, jakby to było cudownie wybrać się w taką podróż. 

W wieku 17 lat przyszło mi spędzić z tatą cały dzień w centrum miasta Köln w Niemczech. Pod Kölner Domem działy się rzeczy niebywałe. Młodzież tańczyła, malowała po chodnikach, zarabiając w ten sposób pieniądze. Wydawało się, że żyła pełnią życia, obdarzając każdego uśmiechem. Zobaczyłam tam pierwszych w swoim życiu prawdziwych Hipisów. Zapragnęłam z całego serca przeżyć coś takiego, tym razem na poważnie. A mój tata, nie do wiary, stwierdził, że to wspaniały pomysł! Czy wspominałam kiedyś, że mam świetnego tatę?



Moja pierwsza poważna podróż autostopem odbyła się w wieku 18 lat, kiedy pojechałam na Przystanek Woodstock do Kostrzyna tam i z powrotem. Dwa lata później zrobiłam to samo. Na wtedy to było coś, czułam się jak Hitchhike Queen, dodatkowo w podróży poznałam masę ciekawych ludzi którzy niejednokrotnie nadrabiali drogi, żeby podwieźć nas jeszcze bliżej. 





W tamtym okresie dość często korzystałam z dobrodziejstw, jakie niosło za sobą podróżowanie autostopem. I co ciekawe, zawsze docierałam tam, gdzie chciałam i kiedy chciałam!

Ale i to przestało mi po pewnym czasie wystarczać. Chciałam czegoś więcej, chciałam spełnić swoje marzenie. Jednak studia dzienne i praca na 3/4 etatu skutecznie mi to uniemożliwiały. Smutna proza mojego codziennego życia także.





Ale wreszcie udało mi się wyrwać od tego wszystkiego. Poznałam mojego przyszłego (wtedy) męża, i udało mi się namówić go na szalony Eurotrip. Niestety, nasza podróż trwała tylko 16 dni z racji moich zobowiązań w pracy. Jednak i tak spełniliśmy namiastkę mojego wielkiego marzenia. Poniżej zamieszczam zdjęcia z tej wspaniałej przygody.


Śniadanko w ciężarówce.





Sówka wyznaczająca trasę turystyczną w Dijon we Francji
Piękny Rynek w Dijon

Sklep z zabawkami... Magia!

Jedziemy do Nancy


Nasza pierwsza spontaniczna miejscówka w Luksemburgu- w centrum miasta, pod chmurką. Pamiętajcie, nie jest sztuką dostać się do docelowego miasta, ale znaleźć w nim nocleg! Dlatego później już pamiętaliśmy na noc lokować się z namiotem kilka- kilkanaście kilometrów przed dużym miastem a rano zabieraliśmy się stopem z ludźmi jadącymi do pracy.

Dworzec kolejowy w Luksemburgu


Zdjęcie zrobione przez Polkę, reprezentującą, jak się okazało, chór poza granicami naszego kraju =)

Piękny most przecinający większość Luksemburga







Jakieś 20 kilometrów przed Brukselą

Park w Brukseli

Przed Pałacem

W Pałacu- wejście było za darmo, łącznie z szatnią!

Skromniutki zegar miejski =)


Piękny Rynek w Brukseli

Po wielu, wielu trudach udało się dojść do Atomium. Przewodniki po tym mieście są koszmarne.


Hard Rock w Amsterdamie- jako zapaleni kolekcjonerzy przypinek musieliśmy tam trafić =)

Trakcja tramwajowa pośrodku deptaka- ja dla mnie bardzo niebezpieczne i niewygodne.




Kolejny nocleg w szczerym polu niedaleko Kolonii


W miejscu, w którym kilka lat wcześniej wymarzyłam sobie tą podróż




Most kłódkowy- Niemcy przywitały nas deszczem




I miejsce docelowe- Przystanek Woodstock!
Z Superbohaterem


Nic dodać, nic ująć

I tak oto przebiegła nasza wyprawa. Nastawiliśmy się bardziej na jakość niż na ilość i mieliśmy z góry wyznaczone miejsca, które chcemy zwiedzić: Dijon-Luksemburg-Brukselę-Amsterdam-Köln-Berlin-Woodstock. Niestety Berlina nie udało się odwiedzić, bo utknęliśmy na dwie doby na stacji benzynowej i zabrakło nam czasu. Gdybyśmy się uparli, w te 16 dni zdążylibyśmy dotrzeć do Portugalii i z powrotem, jednak nasz cel był inny. Dalszą eksplorację Europy Zachodniej zostawiliśmy sobie na następną podróż.
Łącznie wydaliśmy około 300 euro. Żywiliśmy się przede wszystkim w fast foodach (są najtańsze) oraz zaopatrywaliśmy się w sklepach spożywczych i sami robiliśmy sobie kanapki, jednak nie było łatwo kupić coś na dłużej, bo była pełnia lata. Nie znaliśmy wtedy dobrodziejstw couchsurfingu, i nocowaliśmy tylko w namiocie bądź u przyjaciół w Amsterdamie. 
W czasie naszej podróży kilka osób bardzo pozytywnie nas zaskoczyło: jeden chłopak zabrał nas do siebie do domu, użyczył prysznica i później zabrał nas w najlepszy wylotowy punkt abyśmy mogli swobodnie dotrzeć do Brukseli. Inny dał nam świeczniki na pamiątkę oraz 10 euro i prosił, by pomóc kiedyś komuś innemu w potrzebie. Choć świat niejednokrotnie daje nam po tyłkach, to jednak życie pokazuje, że dobrych ludzi także można spotkać na swojej drodze- wystarczy tylko chcieć wyjść ze swojego domu i dać się ponieść przygodzie.

2 komentarze:

  1. Fajnie opisane a jeszcze fajniej zorganizowane przygody.Powodzenia w życiu i w podróżach.W szerszym składzie.2+2.

    OdpowiedzUsuń